Z DZIEJÓW PARAFII
76 LAT PO ZAKOŃCZENIU NIEMIECKIEJ OKUPACJI
Zapraszamy do przeczytania artykułu Pana Zygmunta Krzystanka.
Artykuł ukazał się w Nr 84 (10/2020) NATANAELA, s. 5-6.

Zbliża się 76 rocznica zakończenia niemieckiej okupacji naszej parafii, co nastąpiło 18 stycznia 1945 r. W związku z tym pragnę powrócić do przypomnienia pewnych faktów, które są może mniej znane, zwłaszcza dla młodszego pokolenia.
Zanim do tego doszło, to na przełomie lat 1943 i 1944 na polach Gotkowic, a następnie Jerzmanowic, pojawiły się brygady pracowników, które od strony Przegini zaczęły budować linię energetyczną wysokiego napięcia. Prawdopodobnie była to firma ze Śląska, ponieważ niektóre osoby posługiwały się tamtejszą gwarą. Okazało się, że ta budowana linia ma swój początek w Jaworznie, w tamtejszej elektrowni, która wówczas przez władze niemieckie była intensywnie rozbudowywana na potrzeby wojenne. Miała zasilać w energię elektryczną nie tylko Śląsk, ale również Czechy i Austrię, które były poza zasięgiem lotnictwa alianckiego. Elektrownia miała wówczas moc 15 MW i po zabezpieczeniu górnictwa mogła jeszcze oddać na zewnątrz 10 MW.
W trakcie budowy linii przywożono drewniane słupy, które następnie po uzbrojeniu w izolatory wkopywano w zamarzniętą ziemię i ustawiano pionowo przy pomocy dwóch powiązanych drągów. Nie było żadnych podnośników. Do tych przymusowych prac angażowano młodych polskich mężczyzn. Byli to junacy z naszego regionu, zwerbowani przez Baudienst im Generalgouvernement, czyli służbę budowlaną w Generalnym Gubernatorstwie dla Polaków od 18 r. życia. Praca w tej służbie trwała od 3 do 6 miesięcy, a żołd wynosił 1 zł dziennie. Według Gubernatora ta służba miała nauczyć Polaków etyki pracy i wartości wysiłku. Przeciętnie było tam zatrudnionych ok. 45 tys. osób, głównie pochodzenia wiejskiego. Ucieczka z tej służby była surowo karana, negatywne konsekwencje ponosiła również rodzina zbiega.
Okazało się, że ta linia energetyczna kończyła się przy skale Grodzisko, nazywanej później potocznie Wyjżołem. Obok tej skały wybudowano w 1944 r. budynek drewniany oraz ciężką radiolatarnię Luftwaffe (Schweres Funkfeuer) na wysokim, 100 metrowym maszcie z kratownicy, opartym na czterech podporach, które istnieją do dziś. Latarnia miała radar służący do lokalizacji wrogich samolotów i nawigacji lotnictwa niemieckiego w nocnych lotach w promieniu 200 do 300 km. Stacja UKF służyła do komunikacji radiowej z dowództwem oraz radiostacjami frontowymi (stałymi i mobilnymi).
Obsługa radiolatarni składała się z 8 osób. Tego obiektu wojskowego chronił silny oddział wartowniczy. Sztab niemiecki, którego szefem był Pradelok, mieścił się w gminnym budynku socjalnym, obok kaplicy pw. św. Jana Chrzciciela, która była przeznaczona na magazyn.
Na brytyjskim zdjęciu lotniczym z 23 sierpnia 1944 r. widoczna jest już wybudowana droga od dzisiejszej ul. Jurajskiej do skały Grodzisko.
Po uruchomieniu tej radiolatarni w całej okolicy było słychać odgłos jej pracy.
Dodatkowym zwiastunem zbliżającego się frontu był widoczny, po zapadnięciu zmroku, obraz omiatający niebo przez reflektory przeciwlotnicze nad Krakowem oraz rozpoczęcie budowy niemieckich linii obronnych na naszym terenie.
Wprowadzono surowy nakaz zaciemniania okien. Do tego celu zwykle stosowano rolety z czarnego kartonu. Jeśli ktoś się spóźnił lub zapomniał, to obowiązkiem stróża nocnego było dokonać ostrzeżenia przed takim zaniedbaniem.
W tym czasie przeżywaliśmy znaczące wydarzenie. 4 sierpnia 1944 r. w samo południe na rafinerię w Trzebini nastąpił intensywny nalot bombowy. W ramach operacji Frantic, z radzieckich baz lotniczych na Ukrainie (Połtawa, Piratyń, Mirgorod) wystartowało 55 amerykańskich „Latających Fortec” B17, w eskorcie 39 myśliwców P51 Mustang i od strony Olkusza, w kilku grupach, z wysokości 5 tys. metrów rozpoczęło bombardowanie rafinerii. Rafineria została zrównana z ziemią. Odgłosy wybuchów były słyszalne w całym regionie, również i tu u nas. Łuny pożaru były widoczne przez kilka dni. Zginęło tam 18 robotników, były również ofiary wśród mieszkańców Trzebini. Doszło do bitwy powietrznej z niemieckimi myśliwcami Messerchmitt Me 109 Gustaw, które wystartowały z krakowskiego lotniska Rakowice. Kilka z nich zostało zestrzelonych nad Chrzanowem i Myślenicami. Strona amerykańska też straciła kilka maszyn, zestrzelonych m.in. przez artylerię przeciwlotniczą.
W następnym numerze NATANAELA powrócimy do czasów gdy nie było jeszcze u nas energii elektrycznej (jak sobie radziliśmy z oświetleniem mieszkań, kościołów), napiszę o mechanizacji gospodarstw i o tym, co się wydarzyło 18 stycznia 1945 r.

Skała Grodzisko od strony południowej

Na zdjęciu obok drabina stalowa z kątowników, stopnie z prętów okrągłych. Jest to chyba jedyny zachowany fragment masztu radiolatarni. Takie drabiny były pomiędzy poszczególnymi kondygnacjami masztu