Z DZIEJÓW PARAFII 80-LECIE PACYFIKACJI ŁAZ (cz. 2). Zapraszamy do przeczytania artykułu Pana Zygmunta Krzystanka. Artykuł ukazał się w NR 114 (09/2023) NATANAELA, s.7-8
Mimo upływu 80 lat od tych wydarzeń, nie udaje mi się uniknąć emocji, wspominając tamte okropności, torturowanie, czy zabijanie osób ze względu na przynależność do narodu polskiego. Nie były wymagane dowody winy, nie był potrzebny prawomocny skazujący wyrok sądowy. Wystarczyła decyzja władzy okupacyjnej o winie danej osoby i o natychmiastowym wykonaniu wyroku.
Stosowanie odpowiedzialności zbiorowej i nasilanie zbiorowych morderstw na okupowanych terenach Polski za wszelkie przejawy działalności konspiracyjnej, było środkiem do wyniszczenia ludności polskiej.
Z okazji 80. rocznicy tych wydarzeń warto przypomnieć jak do tego doszło. Otóż niejaki Władysław Miś, który był analfabetą, został skazany w Krzeszowicach za kradzież na 6 miesięcy więzienia. Komendant posterunku granatowej policji Józef Niejadlik, będący na usługach Gestapo, za cenę darowania mu kary, zwerbował Misia na konfidenta, który handlując po okolicy skórą na obuwie, zbierał zasłyszane informację o partyzantach i donosił komendantowi w Krzeszowicach. Dlatego już od początku 1943 r. w Łazach zaczęli się pojawiać nieznani osobnicy. Jeden z nich przedstawił się jako wysiedlony i ścigany przez okupantów. Udzielono mu pomocy w postaci pożywienia i noclegu. Zyskał zaufanie Józefa Piaśnika i Jakuba Mirka, którzy wskazali mu w lesie jaskinię, gdzie będzie się mógł ukrywać.
W czasie pracy na polu Edward Gzyl został poproszony przez nieznaną osobę o pożywienie, tłumacząc, że jest partyzantem. Gzyl zaprosił go do domu, nakarmił i jeszcze zaopatrzył w żywność. Innym razem, do Piotra Pogana zgłosiło się dwóch osobników proszących o pomoc dla jedenastu partyzantów w lesie. Wraz z sąsiadem Kazimierzem Dąbrowskim, przygotowali chleb i papierosy oraz garnek gorącego barszczu i zanieśli wieczorem do lasu, gdzie byli rzekomi partyzanci. Mężczyźni ci, ubrani po cywilnemu, uzbrojeni w karabiny, poprosili o nocleg u Jana Gacha. Te osoby pomagające były później najbardziej torturowane w czasie pacyfikacji. Tego typu prowokacje służyły Niemcom do systemowego mordowania Polaków. Już w czerwcu 1943 r. dowódca oddziału dywersyjnego AK w Jerzmanowicach, Piotr Ratoń „Pszczółka”, pozyskał informację o przygotowaniach władz policyjnych dotyczących Łaz. Nastąpiło zalecenie zaostrzenia zasad konspiracji. Szczegółowe informacje dotyczące tych wydarzeń zawdzięczamy opisowi mgr. Stanisława Tucharza.
Pozyskane informacje okazały się prawdziwe. Na jeden plac spędzono wszystkich mieszkańców Łaz w liczbie ok. 600 osób. Niektórzy nawet nie zdążyli się odpowiednio się ubrać. W pośpiechu niektórym udało się zabrać kawałek chleba do kieszeni. Utworzono dwa czworoboki leżących twarzą do ziemi, rzędami, w jednym mężczyźni, w drugim kobiety. Tylko nielicznym udało się uniknąć tego spędu i ukryć przed Niemcami. Czesław Papis zdążył się wdrapać na wysoką gruszę, na której skulony przesiedział wiele godzin. Bolesław Gach palił prasę konspiracyjną na strychu, gdzie ukrył się w sianie. Ktoś inny ukrył się pod grubymi pniami
drzew przygotowanymi do budowy. Próby ucieczki były skazane na porażkę. Wieś była otoczona szczelnym kordonem, a na wszystkich wzniesieniach były posterunki z karabinami maszynowymi i granatnikami. Cały teren był patrolowany przez krążący nisko samolot. O godzinie 7.00 wyczytano nazwiska osób, które pod eskortą zaprowadzono do najbliższych stodół.
Tam odbyły się przesłuchania prowadzone przez Gestapo i SS: do jakiej organizacji należysz?, gazie jest ukryta broń?, ile razy żywiłeś i nocowałeś partyzantów? Po otrzymaniu (za pośrednictwem tłumaczy) negatywnych odpowiedzi na zadane pytania, przesłuchiwanych wiązano powrozami, z wykręconymi rękami podwieszano nad ziemią i bito kijami do nieprzytomności. Następnie polewano wodą i powtarzano bicie, jeśli odpowiedzi na pytania były takie same. Tych okrucieństw doznał Kazimierz Dąbrowski, Jan Gach, Edward Gzyl, Jakub Mirek, Wincenty Litewka, Józef Piaśnik, Piotr Pogan i Jan Żurowski, od którego zamiast odpowiedzi oprawcy słyszeli modlitwę do Matki Boskiej Częstochowskiej. Właściciele dworu w Łazach, państwo Podlodowscy, próbowali negocjować z Niemcami. Starania te nie przyniosły skutku, pomimo biegłej znajomości języka niemieckiego przez panią Podlodowską. Wobec Józefa Krzynówka, Stanisława Śladowskiego i Jana Szlachty przy przesłuchaniu stosowano przyduszanie maską gazową. Zeznania tych osób jednak nie uległy zmianie.
Niemcy znęcali się nie tylko nad dorosłymi osobami, ale również nad dziećmi, których płacz w stodole trwał z powodu wielogodzinnego braku jedzenia i picia. Okupanci znęcali się również nad zwierzętami. Przez ponad 10 godzin cały inwentarz żywy był pozbawiony opieki. Nie karmione i nie pojone były konie i krowy, które również nie były dojone. W całej wsi było słychać przeraźliwy ryk krów, rżenie koni, kwik trzody chlewnej, jak również szczekanie psów. Przez ten cały czas trwały skrupulatne rewizje we wszystkich domach i budynkach gospodarczych. Jednocześnie trwała konfiskata, czyli rabunek gotówki i rzeczy wartościowych, jak zegarki czy cenniejsza odzież.
O końcowej fazie tej pacyfikacji i jej zakończeniu napiszę w następnym numerze NATANAELA.
Zdjęcie wykonane 14 lipca 2012 r. z 69 rocznicy pacyfikacji Łaz przedstawia mieszkańców Łaz, którzy uczestniczyli w tych wydarzeniach.