Minęło już pół roku od tragicznej klęski powodziowej w naszym kraju, ale mieszkańcy terenów zalanych ciągle borykają się ze skutkami tego kataklizmu i będzie to trwać jeszcze przez następne miesiące, a w niektórych przypadkach może nawet lata. Na szczęście w naszym regionie opady nie wyrządziły tak olbrzymich strat jak na Dolnym Śląsku, w Sudetach, gdzie spadło ok. 400 l/m2. W Jerzmanowicach uległa zanieczyszczeniu sieć wodociągowa i prawie przez tydzień woda była dostarczana przez beczkowozy.
Obecne pokolenie jeszcze ma w pamięci opis powodzi, którą nasz kraj przeżywał przed 27 laty, w 1997 r. W czasie tej “powodzi tysiąclecia” Dopływy Odry, Nysy Łużyckiej i Wisły wyrządziły straty w wielkości 12 mld zł w postaci zalanych budynków, dróg, pól i zniszczenia mostów oraz przyczyniły się do śmierci 55 osób. W XX wieku to nie była jedyna tak tragiczna katastrofa. W mojej młodości przez lata wspominano powódź z 1934 r., która trwała od 13 do 17 lipca. Ponieważ wystąpiła ona po 120 latach, nikt z żyjących nie pamiętał tego typu katastrofy.
Jej tragiczne skutki odczuły głównie Województwa Krakowskie i Lwowskie II Rzeczpospolitej, położone w dorzeczu Dunajca, Raby, Wisłoka, Popradu, Kamienicy i Skawy. Zalanych zostało 1260 km2, zniszczeniu uległo 22059 budynków, 167 km dróg i 78 mostów. W ówczesnym czasie, na tych terenach dominowała zabudowa drewniana i nawet całe budynki spływały do Wisły – z ludźmi na dachu, wzywającymi ratunku i ze zwierzętami, jak konie, krowy, trzoda chlewna. Gazety krakowskie publikowały zdjęcia płynących kołysek z dziećmi. Śmierć poniosło około 100 osób. Tylko w Nowym Sączu aż 50 osób.
To był okres żniw i woda zabierała snopy zboża. Województwo Krakowskie straciło 2/3 plonów, Lwowskie – 1/5, natomiast Kieleckie, do którego my należeliśmy – 12%. Ludność potraciła wszelkie środki do życia. Z powodu zalania studni zabrakło czystej wody. Był przypadek, że około 500 harcerzy ratowało swoje życie przez wspinanie się na drzewa. Nastąpiła utrata wszelkiej łączności drogowej (pozrywane mosty), kolejowej (podmyte tory kolejowe), telefonicznej (poprzewracane słupy telekomunikacyjne). Z Krakowa do Lwowa można było dojechać tylko przez Warszawę. Korzystano tylko z patroli lotniczych i przy pomocy wojska dokonywano zrzutów żywności i wody. Na temat tej powodzi Jalu Kurek napisał książkę pt. Woda wyżej. Powódź ta została nazwana powodzią stulecia.
W jej efekcie niezwłocznie przystąpiono do budowy zbiorników retencyjnych w Porąbce na Sole, który ukończono już w 1936 r. i w Rożnowie na Dunajcu, który ukończono już w czasie niemieckiej okupacji w 1941 r. Cały kraj organizował pomoc dla powodzian. Powstawały liczne społeczne komitety, które zbierały ofiary na ten cel, w postaci gotówki, żywności, odzieży i wszelkiego wyposażenia gospodarczego. W tych czasach, przed nadciągającą burzą w domach zawsze zapalano święcone gromnice, które wraz z modlitwami były błaganiem o uniknięcie groźnego nieszczęścia. Te zapalone gromnice również towarzyszyły osobom w ostatnich chwilach życia.
Groźne zjawiska atmosferyczne były od zawsze w naszym kraju, bo już Długosz opisał, co się działo w r. 988 oraz w r. 1118 , gdy uznano, że był to powtórny potop. Okazuje się, że żaden, nawet najbogatszy kraj, nie jest w stanie zapobiec takim katastrofom jak powodzie, podobnie jak skutecznie obronić się przed pożarami. Znawcy tematu twierdzą, że wydatek nawet miliard miliardów w jakiejkolwiek walucie im nie zapobiegnie. Już starożytni Rzymianie nazwali takie zjawiska “vis maior”, czyli siła wyższa, nad którą człowiek nie jest w stanie zapanować. Natomiast postępujące zmiany ekologiczne powodują znaczne zwiększenie ich częstotliwości i nasilenia.

Województwo Lwowskie 1938 r.
Województwo Krakowskie 1938 r.
