Te wspomnienia będą dotyczyć bardzo istotnego czynnika, bez którego nie ma życia. Tematem będzie
woda, która miała i nadal ma ważne znaczenie w naszej Parafii, w naszym regionie. Może najlepszym przykładem walki o wodę będą Gotkowice, które nie mają dostępu do wody źródlanej, ponieważ są usytuowane na wierzchołku Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Droga dzieląca obszar Gotkowic od Sąspowa również dzieli spływ wody do Czubrówki i Rudawy z jednej strony, a z drugiej przez Sąspów do Prądnika. Dlatego jedynym miejscem dostępu do wody pitnej były studnie w Gotkowicach. Od stuleci, najważniejszą studnią była i jest ta zabytkowa, dzieło rąk ludzkich. Usytuowana na wzniesieniu, prawie pośrodku wsi, nadal istniejąca, ale nieczynna i odpowiednio zabezpieczona przed zanieczyszczeniem. Jej głębokość wynosi 32 m (studnia na Zamku w Pieskowej Skale wykuta jest na głębokość
45 m). Górna część jest obmurowana dużymi głazami, bez zaprawy murarskiej, na kilkadziesiąt metrów w głąb, a dalsza część jest wykuta w litej skale. Dno studni znajduje się 6 m poniżej wypływu źródła. Do jej pogłębienia doszło już w nowszych czasach, przez górników, materiałami wybuchowymi, aby zaistniał duży, stały zbiornik wody.
Jej średnica umożliwiała wydobywanie wody przy pomocy dwóch okutych kilkudziesięciolitrowych beczek dębowych, zwanych wiadrami, zawieszonych na grubym, ponad 40-metrowym łańcuchu. Na wale musiała być nawinięta odpowiednia ilość zwojów łańcucha, aby te wiadra nie miały kontaktu w czasie mijania się i aby nie zaczepiały o ściany studni. Do pobierania wody z tych wiader, do blaszanych wiaderek, służyły blaszane pojemniki, zwane gwarowo ślywaczami, umieszczone po obydwu stronach studni, zawieszone na łańcuszkach. Do wyciągania wody służyły dwie stalowe korby, ciągnione zwykle przez parę osób. Studnia była własnością gromadzką i znajdowała się na terenie gromadzkim. Gotkowice, istniejące już ponad sześć wieków, czerpały z niej wodę. Wskutek anomalii klimatycznych, w innych studniach (o których opowiem w dalszej części artykułu) brakowało wody i bywały okresy, że tylko w tej studni nigdy jej nie zabrakło. Nawet w zimie, gdy mieszkańcy z całej wsi wyciągali wodę również dla krów, koni, gdy stawy były zamarznięte i zasypane grubą warstwą śniegu. Tworzyły się wówczas spore kolejki. Rolą sołtysa była dbałość o serwis i remont studni, aby wszelkie przestoje w wyciąganiu wody ograniczyć do minimum. Robocizna świadczona była w ramach obowiązkowego szarwarku, a niezbędne składki dotyczyły każdego numeru domu.
Była jeszcze druga gromadzka studnia, usytuowana w południowej części wsi, w pobliżu obecnie istniejącej remizy OSP i dużego stawu, po drugiej stronie ulicy. Obecnie jest całkowicie zakryta. Ta studnia była znacznie płytsza i w związku z tym często zdarzały się braki wody, jednak z jej historii zachowały się bardzo tragiczne wspomnienia związane ze śmiercią dwóch osób. Otóż dwaj wydobyci ze studni mężczyźni uznani zostali za samobójców. Te wydarzenia były uprzedzone jeszcze głośniejszą historią. W pewnym czasie stwierdzono zmieniony smak wody z tej studni, który się jeszcze pogarszał. Doszło do tego, że konie nie chciały pić tej wody, a ludzie nadal ją pili. Ktoś zauważył błyszczący łańcuszek zegarka kieszonkowego zawieszony na murze wewnątrz studni, co nasunęło podejrzenie o topielcu. Przy pomocy kotwicy, którą zaczepiono o odzież, udało się wyciągnąć mężczyznę, który był poszukiwany od dwóch tygodni. Były osoby podejrzane o dokonanie tej zbrodni, ale nie było naocznych świadków tego czynu i nie oskarżono winnych. Była więc zbrodnia, ale nie było kary. Tak się dziwnie złożyło, że wszystkie te ofiary posiadały takie same [pis. oryg.] nazwisko, ale nie zachodziło między nimi żadne pokrewieństwo i pochodziły z trzech miejscowości: Sąspowa, Gotkowic i Przegini.
Oprócz tych dwóch studni gromadzkich były jeszcze dwie prywatne. Jedna znajdowała się na posesji byłego folwarku, którego budynek mieszkalny z olbrzymim podpiwniczeniem (już nie istniejący [pis. oryg.], a w czasie trzydniowych
walk frontowych w styczniu 1945 r. będący schronem – mieszkańcy Gotkowic przebywali tam przez trzy doby) i budynki gospodarcze, w tym dużą murowaną owczarnię, duży sad i pola uprawne, zakupiła rodzina Kemonów. W tej studni w latach posuchy zdarzały się braki wody. Czwarta studnia należała do trzech rodzin: Tarasinów, Gutów i Tokajów, które zakupiły działki po osiem morgów z folwarku, od strony Przegini. Ze względu na mniejszą głębokość, również zdarzał się w niej brak wody. Sąsiedzi korzystający z tych prywatnych studni, poczuwali się do pewnych gratyfikacji na rzecz
właścicieli. Takie to były czasy przed zaistnieniem wodociągów. Na zakończenie muszę jeszcze wyznać, że pamiętam
czasy przedwojenne, a teraz znowu zaczyna się mówić o nadchodzących nowych przedwojennych czasach. Oby to były tylko pogłoski. Może jednak warto utrzymać w gotowości te zabytkowe studnie? Bo wodociągi, czyli infrastrukturę wrażliwą – łatwo uszkodzić.