Z DZIEJÓW PARAFII
WSPOMNIENIA Z POŁOWY XX WIEKU (cz. 3) Zapraszamy do przeczytania artykułu Pana Zygmunta Krzystanka. Artykuł ukazał się w Nr 110 (02-03/2023) NATANAELA, s. 5-6.

W przedostatnim numerze NATANAELA były wspomnienia m.in. o sposobie zaopatrywania się w węgiel na sezon
zimowy, gdy jedynym jego środkiem transportu z Zagłębia były furmanki. Brak utwardzonych dróg uniemożliwiał wykorzystania mechanicznych środków transportu. A był to już początek drugiej połowy XX wieku.
Teraz załączam fotografię z tamtych lat, obrazującą porę żniw na jerzmanowickich polach, ale takie same widoki były na
włościach prawie w całym kraju. Każdy skrawek ziemi rolniczej był uprawiony i maksymalnie wykorzystany. Nie istniało niebezpieczeństwo wypalania traw.
Stogi zboża, jak okiem sięgnąć, zabezpieczały wyżywienie i przetrwanie mieszkańcom wsi. Te łany zbóż były ręcznie koszone. W XIX w. koszenie jeszcze odbywało się przy pomocy sierpów, tak jak w starożytności i żeńcy musieli to
czynić w pozycji pochylonej lub na kolanach, przez całe żniwa. Dopiero od początku XX w. stopniowo wprowadzono do użytku kosy, które zdecydowanie przyspieszyły tempo prac żniwnych. Sierpy jednak nie zniknęły całkowicie, można było je jeszcze spotkać aż do lat siedemdziesiątych ubiegłe go wieku.
Dopiero w 1977 r. rolnicy zostali włączeni do systemu ubezpieczeń społecznych i rolnicy którzy po osiągnięciu odpowiedniego wieku i przekazaniu gospodarstwa następcy – nabywali prawa do emerytury. Przed tą reformą, rolnicy
przy notarialnym przekazaniu gospodarstwa następcy, zastrzegali sobie zachowania dożywocia, tak zwanej wymowy, w wielkości około jednej morgi, czyli ok. 0.56 ha, z czego się utrzymywali do końca życia, hodując jedną krowę „żywicielkę”. Na tym dożywociu musieli pracować, a w czasie żniw kosić zboże sierpem na klęczkach, a nie kosą, do której w tym zaawansowanym wieku już nie starczało sił. Oczywiście rodzina, w miarę możliwości, wspomagała swoich
rodziców, czy dziadków.
Takie widoki pól w czasie żniw powtarzały się przez wieki. Ale czy zawsze? Niestety nie. Były wyjątkowe lata, gdy panowało „morowe powietrze”, czyli epidemia dżumy czy cholery, lub katastrofalne wojny, które wówczas i tu na
naszych terenach powodowały, że nie miał kto uprawiać ziemi i wykonać prac żniwnych.
Takim znaczącym przykładem był „potop” szwedzki. Mimo trwającego jeszcze rozejmu polsko – szwedzkiego, król szwedzki Karol X Gustaw w lipcu 1655 r. wtargnął do Polski i opanował zachodnią część kraju, jako że wschodnia była
już zajęta przez Rosjan i Kozaków. Skutki potopu okazały się dla starostwa ojcowskiego katastrofalne. Lustracja z 1660 r. wykazała, że największe zniszczenia dotknęły Jerzmanowic, gdzie przed potopem na 18 łanach było 24 kmieci, a po nim zostało tylko na 2 łanach: jeden półłannik, siedmiu ćwiertników i czterech półćwiertników, czyli tylko 12 drobnych gospodarzy. Również w Gotkowicach zostało tylko trzech drobnych gospodarzy, jeden półłannik, jeden ćwiertnik i jeden półćwiertnik.
Wsie zostały wyludnione, bydło i konie zarekwirowane, zboże skonfiskowane, nawet to do obsiania, domostwa zniszczone przez pożary. Ludzie się tułali po gościńcach. W Małopolsce 60% gruntów leżało odłogiem. Zapanował głód
w miastach i we wsiach. Po 30 latach od tych wydarzeń, mimo wybudowania przez starostę w każdej wsi nowych chałup, w Jerzmanowicach i Gotkowicach było uprawianych tylko 8 łanów, a 22 łany były puste, zarosłe wrzosami,
krzakami. Możemy sobie wyobrazić jak wyglądały wówczas pola w czasie żniw.
Mimo ubóstwa włościan, dwór, państwo i Kościół nie rezygnowały z należnych mu świadczeń. W 1669 r. proboszcz jerzmanowicki, ks. Wojciech Zagacki pozwał poddanych z Jerzmanowic i Gotkowic z powodu niepłacenia od sześciu lat tzw. mesznego. Proces odbył się w Warszawie, ale bez udziału chłopów, ponieważ nie mieli czym zapłacić pisarzy,
adwokatów i kosztów podróży. Wyrok zaoczny był podstawą do egzekucji przez urząd grodzki krakowski, a opór stawiany przy konfiskacie bydła miał być karany osadzeniem w krakowskiej wieży (szczegóły tego sporu były opisane
w NATANAELU nr 8).
Takie to były czasy. Jedynie pochodzący z Jerzmanowic bogaty kupiec krakowski, Jan Sroczyński, ufundował szpital dla ubogich, bezdomnych i kaplicę w Jerzmanowicach.
Nasuwa się pytanie jak Szwedom tak łatwo udało się opanować Polskę i dokonać tak olbrzymich rabunków i zniszczeń? Jak biedny, milionowy kraj, zdołał podbić dziesięciokrotnie większe i zamożniejsze państwo? W ciągu czterech lat Szwedzi zrabowali wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość, czyli dorobek poprzednich wieków. Obrabowano
pałace, zamki, kościoły, klasztory, biblioteki.
Zamek w Pieskowej Skale zdobył generał Witz, gdy po dwóch latach się wyprowadzał, zostawił tylko gołe ściany, a zamek spalił. Poszczególne miasta, aby uniknąć zagłady musiały płacić olbrzymie kontrybucje. Z 10 milionów mieszkańców przeżyło tylko 6 milionów. Tamte straty przewyższały szkody dokonane przez hitlerowskie Niemcy i przez Armię Czerwoną w czasie II Wojny Światowej.
Przytoczę tu jeden przykład, który był charakterystyczny dla tamtych czasów. Otóż 26 letni starosta jaworowski, pułkownik w wojsku komputowym, Jan Sobieski, 26 października 1655 r. złożył przysięgę wraz ze swoją dywizją królowi szwedzkiemu Karolowi X Gustawowi i był pod jego rozkazami około 5 miesięcy. W tym czasie, m.in. Szwedzi, wraz z innymi Polakami oblegali Jasną Górę przez około półtora miesiąca. Polacy ginęli po obydwu stronach, w tym kilkudziesięciu górników olkuskich, pracujących na polecenie Szwedów przy podkopie. Była to wojna bratobójcza. Brak
jedności w narodzie był powodem tej klęski. Pułkownik Jan Sobieski dopiero w połowie marca 1656 r. dołączył do Stefana Czarneckiego walczącego ze Szwedami. Król Jan Kazimierz wybaczył mu tę zdradę i awansował go na chorążego koronnego. Okazuje się więc, że nawet tak wybitna postać miała również ciemne zdarzenia w swoich dziejach. Zostały one wymazane przez wspaniałego króla Jana III Sobieskiego.
Po tzw. potopie szwedzkim Rzeczpospolita została uwsteczniona i borykała się z kryzysem przez następne stulecie. Przez kilkanaście pokoleń były wspominane tamte czasy.
Kończąc, chcę wskazać, że może jest jeszcze jakaś iskierka nadziei na odzyskanie części naszych skarbów kultury, jako że do Egiptu, czy Grecji po wiekach od ich zagrabienia wracają one do prawowitych właścicieli.
Pamiątkowe zdjęcie żniwne może zaowocować takimi refleksjami…
Dalsze wspomnienia minionych czasów już w następnym NATANAELU.