Z DZIEJÓW PARAFII 77 LAT PO ZAKOŃCZENIU NIEMIECKIEJ OKUPACJI (cz. 15). Zapraszamy do przeczytania artykułu Pana Zygmunta Krzystanka. Artykuł ukazał się w Nr 103 (05/2022) NATANAELA, s. 8-9
Matury tuż po zakończeniu II wojny światowej stanowiły dla ówczesnego pokolenia bardzo wysoki próg do przekroczenia, zważywszy na warunki materialne całego społeczeństwa i całego kraju. Część młodzieży uważała, że odbudowa kraju ze zniszczeń i odtworzenie straconej elity (Katyń, Powstanie Warszawskie), jest nakazem i wymaga wzmożonego wysiłku intelektualnego pokolenia powojennego.
Ja musiałem się liczyć z brakiem możliwości utrzymywania przez rodzinę po osiągnięciu pełnoletności. Po zdaniu matury musiałem się więc przygotować do pracy. Oferty pracy, jakie można było podjąć po tzw. ogólniaku były bardzo nisko płatne. Zdecydowałem się więc zmienić szkołę. W końcu lat czterdziestych moje liceum jeszcze nie wypuściło żadnych absolwentów – byłem dopiero czwartym rocznikiem po wojnie. Ta szkoła była dla mnie bardzo cennym doświadczeniem. Była wymagająca w stosunku do nas, ale jednocześnie bardzo nam życzliwa i wspomagająca. Wielu absolwentów tej szkoły, która w latach sześćdziesiątych otrzymała imię Mikołaja Kopernika, zostało wybitnymi działaczami nauki i kultury, jak również politykami, np. Paweł Adamowicz, Aleksander Hall, Donald Tusk.
Po tzw. małej maturze, czyli po dziewiątej klasie, zdałem egzamin wstępny do trzyletniego liceum Gdańskich Technicznych Zakładów Naukowych. Ta szkoła miała cztery wydziały: mechaniczny, elektryczny, budowlany i drogowy. Ja wybrałem kierunek mechaniczny.
Były tam warsztaty szkolne a w nich różne obrabiarki do skrawania metalu, kuźnia, spawalnia. Odbywała się tam produkcja części maszyn na zamówienia zewnętrzne. Absolwenci szkoły otrzymywali zawód i jednocześnie prawo wstępu na wyższe uczelnie. Część nauczycieli była wykładowcami na Politechnice Gdańskiej. W mojej klasie, podobnie jak i w innych, występowały różnice wieku pomiędzy uczniami dochodzące do sześciu lat. Był to efekt zapóźnień wojennych. Grupa uczniów dwudziestokilkuletnich przychodziła do szkoły w kapeluszach, zamiast obowiązkowych okrągłych, szkolnych czapek zielonych. To było powodem składania przed frontem młodzieży całej szkoły samokrytyki za takie zachowanie.
Szkoła miała wysoki poziom nauczania i nie było obaw przed egzaminem maturalnym, ale oświadczono nam, że dopuszczenie do matury będzie uzależnione od przynależności do Związku Młodzieży Polskiej. Dlatego w trzeciej klasie wszyscy złożyli deklarację wstępu do tej komunistycznej organizacji. Wybraliśmy zarząd koła klasowego i sekretarza, który miał bardzo bujną wyobraźnię – pisał cotygodniowe protokoły z zebrań koła, które się nigdy nie odbyły. Uprzedzał tylko zainteresowanych o tym, kto według tych zapisków zabierał głos i na jaki temat. Taka fikcja trwała do końca, w wielkiej tajemnicy, gdyż groziło to rozwiązaniem klasy. Roczniki uczniów pamiętających czasy przedwojenne nie nabrały przekonania do nowego komunistycznego ustroju.
Na początku lat pięćdziesiątych rozpoczęła się światowa „zimna wojna”, czyli był to początek gwałtownego przygotowania do III wojny światowej. Wzrastały wydatki budżetowe na zbrojenia i nakłady na przeszkolenie wojskowe całej młodzieży. Czasy współczesne zaczynają przypominać tamte dzieje. W szkołach wprowadzono obowiązkowe zdobywanie od-znak Sprawny do Pracy i Obrony. Zdobycie takiej odznaki było warunkiem dopuszczenia do matury. Na załączonych zdjęciach widać jakie były kryteria wojskowe jej zdobycia. Przedmiot nauczania pod nazwą Wychowanie Wojskowe był u nas prowadzony przez oficera frontowego, który traktował nas jak rekrutów. Do poszczególnych uczniów zwracał się w liczbie mnogiej „wy”. Nawet musztra musiała być perfekcyjna. Dalszy ciąg historii o maturze – w następnym numerze NATANAELA.