Z DZIEJÓW PARAFII 77 LAT PO ZAKOŃCZENIU NIEMIECKIEJ OKUPACJI (cz. 14). Zapraszamy do przeczytania artykułu Pana Zygmunta Krzystanka. Artykuł ukazał się w Nr 102 (04/2022) NATANAELA, s. 13-14.
Wracając do naszych dziejów sprzed 77 laty, nie można się pozbyć tych ponurych myśli, dlaczego po tak strasznym doświadczeniu II wojny światowej, znów zaistniała groźba powtórzenia się analogicznych przeżyć. Może pozostał jakiś zalążek tamtych czasów, który przetrwał aż do teraz?
Z krajami autorytarnymi jakimi były Niemcy hitlerowskie i Japonia, walczyły kraje demokratyczne tworzące koalicję, za wyjątkiem Związku Radzieckiego, który również był państwem autorytarnym.
Po bezwarunkowej kapitulacji Niemiec, a następnie Japonii, zbrodniarze wojenni tych państw
zostali osądzeni i ukarani. Kilkuletnia okupacja tych państw, spowodowała przebudowę ich struktury i zmianę wartości, doprowadzając do utrwalenia demokracji. Te państwa są przykładem wspaniałego rozwoju i dobrobytu, bez uciekania się do agresji i podboju innych narodów.
Natomiast za zbrodnie popełnione przez Związek Radziecki, np. zamordowanie polskich oficerów, jeńców wziętych do niewoli w 1939 r. – włos z głowy nikomu nie spadł. Za takie i podobne zbrodnie nikt dotychczas w ZSRR i Rosji nie odpowiadał. To się teraz mści.
Dlatego może warto przypomnieć słynnego i kontrowersyjnego amerykańskiego generała,
o którym krążyła plotka, iż chciał doprowadzić do konfliktu z Armią Czerwoną i wywołać wojnę z ZSRR. Podobno miał utrzymywać w gotowości całe oddziały jeńców niemieckich. Był to gen. George Smith Patton, który głośno wyrażał swoje antysowieckie poglądy. To mogło doprowadzić do zagłady następnych milionów osób po obydwu stronach konfliktu, ale czy teraz nam to znów nie zagraża?
Gen. Patton najpierw przeżył wojnę rewolucji meksykańskiej, następnie I i II wojnę światową i po zakończeniu funkcji wojskowego gubernatora Bawarii zginął w wypadku samochodowym pod koniec 1945 r. Okoliczności jego śmierci były zagadkowe. Według niektórych publikacji został on zabity przez agentów NKWD.
A teraz o naszym kraju. Jeszcze przed zakończeniem II wojny światowej, Święto 3 Maja w 1945 r. było w Krakowie bardzo uroczyście obchodzone i miałem szczęście obserwować te uroczystości, które wcześniej, przez lata okupacji, były zakazane. Nowe władze jeszcze nie zdążyły ich zabronić.
W szkole zaczęto wprowadzać przedmioty dotychczas zabronione. Z powodu braku podręczników ta nauka polegała na ciągłym dyktowaniu długich tekstów i ich zapisywaniu w zeszytach. Na tłumaczenie i wyjaśnianie nie było już czasu. Proces nauczania sprowadza się więc do pamięciowego opanowywania podanej wiedzy, zwykle bez zrozumienia. Ten sam nauczyciel prowadził lekcje ze wszystkich przedmiotów. Lekcja gimnastyki polegała na grze „ w dwa ognie szmacianą piłką” na boisku obok szkoły w Jerzmanowicach. W budynku szkolnym były tylko dwie sale lekcyjne i mieszkanie kierownika szkoły. Z konieczności nauka odbywać się musiała w klasach łączonych, tym bardziej, że uczniowie byli z Jerzmanowic, Łaz i Gotkowic. Najliczniejsze były klasy młodsze 1-4, ponieważ spora część rodziców uważała, że opanowanie pisania i czytania jest w zupełności wystarczające. Jeśli ktoś nie miał zamiaru kontynuować nauki w szkole zawodowej czy średniej – dalsze uczęszczanie do wyższych klas było stratą czasu, który taki np. dwunastolatek mógł już z pożytkiem wykorzystać w pracach gospodarczych lub przy produkcji wyrobów rzeźbiarskich z drewna. Siódmą klasę kończyła tylko „elita”.
Pod koniec roku szkolnego 1947/48 kierownik szkoły Władysław Kucharski, który uczył w klasie siódmej, zapytał czy ktokolwiek z nas ma zamiar kontynuować naukę w szkole średniej. Nie pamiętam, czy oprócz mnie jeszcze ktoś był chętny. Na przerwie kierownik uprzejmie mnie ostrzegł, że poziom wiedzy wyniesiony z tej szkoły, po latach okupacji, raczej nie rokuje pozytywnego wyniku na egzaminie wstępnym do szkoły średniej. Na pytanie czy jest jeszcze jakakolwiek szansa na uzupełnienia mojej wiedzy , otrzymałem odpowiedź, że chciałby, aby ktokolwiek z tej szkoły dostał się do liceum i jest gotów udzielać mi korepetycji z najważniejszych przedmiotów od zaraz i przez całe wakacje. Tak się stało i, jak już opisywałem w NATANAELU, za jego wysiłek i trud odpłacałem się tytoniem, którego plantację posiadała moja rodzina. Byłem mile zaskoczony i szczęśliwy, gdy na egzaminie wstępnym do dużego liceum, którego cała kadra nauczycielska była repatriowana ze Lwowa, usłyszałem zachętę, abym nie spoczywał na laurach i następnie zobaczyłem swoje nazwisko na wywieszonej liście uczniów przyjętych. Odsiew egzaminacyjny był znaczny. W ósmej klasie udało mi się osiągnąć średni poziom w poszczególnych przedmiotach, za wyjątkiem języka obcego, ponieważ byłem jedynym uczniem w klasie, który w szkole podstawowej nie uczył się języka obcego. Większość uczyła się języka angielskiego, a pozostali – francuskiego. Zostałem umieszczony w klasie z językiem francuskim i niestety nie uzyskałem promocji do klasy dziewiątej. Aby zdać egzamin poprawkowy, byłem zmuszony przez całe wakacje korzystać z płatnych korepetycji. I ta moja edukacyjna przygoda zakończyła się sukcesem.
Niestety, w roku szklonym 1950/51 na świadectwie szkolnym mam tylko język rosyjski, gdyż nastały czasy stalinowskie i nauka języków zachodnich została zaniechana. Nauka religii przez Dominikanów była tylko do roku szkolnego 1951/52 i na świadectwie maturalnym takiego przedmiotu już nie było.
Również od roku 1952 modlitwa przed lekcjami: „Duchu Święty, który oświecasz serca i umysły nasze! Dodaj nam ochoty i zdolności, aby ta nauka była dla nas z pożytkiem doczesnym i wiecznym. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.” oraz po lekcjach: “Dzięki Ci Boże, za światło tej nauki! Pragniemy, abyśmy nią oświeceni mogli Cię zawsze wielbić i wolę Twoją wypełniać. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.” – nie mogła się odbywać z udziałem nauczyciela. Moja klasa potraktowała to jako dalszy akt rusyfikacji i przed dzwonkiem na lekcje na komendę starosty klasy lub dyżurnego, wszyscy uczniowie, również niewierzący i np. wyznania Mojżeszowego, powstawali i modlili się jak katolicy. Po lekcjach wyglądało to podobnie, po wyjściu nauczyciela.
Moja nauka w szkole średniej była możliwa dzięki pomocy rodziny, która była w stanie zapewnić mi utrzymanie aż do zdania matury i dzięki wprowadzeniu nauki bezpłatnej. Chciałem tylko przypomnieć, że w historii Gotkowic tylko jedna osoba z najzamożniejszej rodziny ukończyła szkołę średnią przed II wojną światową, gdy szkoły były płatne. Dlatego ówcześnie maturę zdawało kilkanaście tysięcy uczniów, a obecnie jest to około ćwierć miliona.
Jak sprawa matury wyglądała przed 70 laty, gdy moje pokolenie starało się o uzyskanie świadectwa dojrzałości – opiszę w następnym NATANAELU.