Z DZIEJÓW PARAFII 76 LAT PO ZAKOŃCZENIU NIEMIECKIEJ OKUPACJI ( cz. 6). Zapraszamy do przeczytania artykułu Pana Zygmunta Krzystanka. Artykuł ukazał się w Nr 90 (04/2021) NATANAELA, s. 7-8.
Gdy linia frontu przesunęła się na zachód poza granice Polski, wszyscy polscy wysiedleńcy z Warszawy, z terenów polskich wcielonych do III Rzeszy niemieckiej, którzy zostali przez okupanta osiedleni na terenach Generalnej Guberni, w tym i w naszej parafii, rozpoczęli powrót do swoich ojczystych stron. Warszawiacy, gdy zobaczyli zamiast miasta niekończące ruiny, ocenili że tu nawet za sto lat miasto się nie odbuduje. Dlatego przeważająca ich większość szukała schronienia w innych miejscowościach i tam już rdzenni mieszkańcy stolicy pozostali. Ponieważ jednak cały naród przystąpił do jej odbudowy (SFOZ) – Stolica się odrodziła, jeszcze piękniejsza, ale już zasiedlona przez ludność napływową. Również i z naszej parafii rozpoczęły się wyjazdy całych rodzin na tzw. Ziemie Odzyskane. Była to faktyczna wędrówka ludów.
Przykładowo, autor książek dotyczących Jerzmanowic: „Ugory” i „Na głodnym zagonie”, Józef Pogan, przeprowadził się na Śląsk. W Gotkowicach, po Powstaniu Warszawskim, przebywał wraz z żoną przedsiębiorca warszawski, który uniknął wywózki na roboty przymusowe do Niemiec. Jako człowiek wykształcony i światły organizował tajne prelekcje dla członków AK. Zaraz po zakończeniu okupacji wyjechał, ale nie do Warszawy, która była jednym gruzowiskiem, ale do Gdańska i tam otworzył firmę handlową. Jako dowód wdzięczności za pomoc otrzymaną w Gotkowicach, zaprosił grupę młodych mieszkańców, w tym i z mojej rodziny, do pracy w tej firmie, gdy jeszcze cywilna ludność niemiecka opuszczała te tereny na mocy decyzji aliantów. Ja również później tam dołączyłem.
Nieliczni posiadacze radiowych aparatów kryształkowych powyciągali je z ukrycia (za posiadanie radia okupant karał śmiercią). Te aparaty nie wymagały zasilania energią elektryczną (która w naszym regionie była niedostępna), ani bateriami, energię pobierały z kilkudziesięciomertowych anten. Niezbędne były również słuchawki. W kościele nie było nagłośnienia – z tego samego powodu– dlatego kazania i wszystkie ogłoszenia duszpasterskie były wygłaszane z ambony.
Tereny wiejskie w połowie XX wieku nadal żyły jak gdyby w przedłużeniu wieku XIX. Uprawa ziemi – tylko końska siła pociągowa (4 miliony koni roboczych było wtedy w Polsce), praca ręczna (kosa, cepy, widły, motyka), nie było motoryzacji i elektryfikacji. Dopiero okupant dla celów wojskowych wybudował linię energetyczną z Jaworzna do Jerzmanowic. Nie zdążył jej zniszczyć przed nadejściem czołgów radzieckich. Nawet sztab niemiecki w Jerzmanowicach nie zdołał ujść z życiem. Dlatego mieszkańcy naszego regionu, w tym naszej parafii, niezwłocznie przystąpili do planu elektryfikacji. Gdyby nie było tej linii, to nie wiadomo ile lat trzeba by było czekać na jej wybudowanie.
W każdej miejscowości organizowały się komitety elektryfikacyjne. Każde gospodarstwo, które reflektowało na podłączenie prądu, musiało wnosić kolejne składki na wykonanie dokumentacji elektryfikacji, zakupu transformatorów, słupów, izolatorów i przewodów, oraz pokrycie kosztów robocizny i nadzoru. Ponieważ ludność była bardzo zubożała przez wieloletnie ciężary nakładane przez okupanta, prace te przeciągały się przez kilka lat. Energetyka tylko wybudowała w Gotkowicach stację rozdzielczą, od której linie energetyczne rozchodziły się w różnych kierunkach do poszczególnych wsi.
W naszej parafii największe utrudnienia nastąpiły w Łazach, ze względu na odległe doprowadzenie do Łaz energii elektrycznej. Według relacji Stanisława Tucharza, niezwłocznie po zakończeniu okupacji ukonstytuował się Komitet Elektryfikacyjny. Elektrownia w Jaworznie wyraziła zgodę na sprzedaż niezbędnego sprzętu. Za składki zebrane od zainteresowanych gospodarstw została opracowana dokumentacja techniczna. Za sprzedaż wszystkich gromadzkich pastwisk zakupiono słupy i niezbędny osprzęt. Już pod koniec 1949 r. przystąpiono do budowy czterokilometrowej linii wysokiego napięcia do Jerzmanowic. W połowie budowy tej linii napotkano na sprzeciw mieszkańców Jerzmanowic na wkopywanie słupów na ich polach, nawet za odpłatnością. Dopiero interwencja u najwyższych władz państwowych spowodowała wyznaczenie Przedsiębiorstwa do Spraw Elektryfikacji Rolnictwa i dokończenie budowy tej linii, co nastąpiło w 1951 r. Na początku następnego roku po wykonaniu instalacji wewnętrznej w 20 zamożniejszych domach nastąpiło podłączenie energii elektrycznej.
Dzięki usilnym staraniom udało się gospodarstwa mniej zamożne zelektryfikować w 1953 r., odpłatność rozkładając na trzy lata.
Mimo intensywnych starań całej społeczności łazowskiej, a szczególnie Komitetu Elektryfikacyjnego – osiągnięcie celu trwało osiem lat.
Wszystkie linie wysokiego i niskiego napięcia były odbierane przez Energetykę i dopiero wówczas łaskawie przejmowano je na swój majątek i podłączano energię elektryczną.
Sytuację w innych dziedzinach życia ówczesnego społeczeństwa naszej parafii pozwolę sobie naświetlić w następnym numerze NATANAELA.
Zdjęcie przedstawia na pierwszym planie styk Gotkowic z Przeginią,na horyzoncie są Czubrowice. Jest to widok z Ostrej Góry w Gotkowicach, wokół której dużo się działo w ostatnich dniach niemieckiej okupacji.