Z DZIEJÓW PARAFII 76 LAT PO ZAKOŃCZENIU NIEMIECKIEJ OKUPACJI ( cz. 5). Zapraszamy do przeczytania artykułu Pana Zygmunta Krzystanka. Artykuł ukazał się w Nr 89 (03/2021) NATANAELA, s. 8-9.
Pierwsze dni wolności nastały po przesunięciu się frontu w kierunku zachodnim, ale działo się to w nieustającym odgłosie ciężkich walk. Gdy strona niemiecka dokonywała kontrataków i te odgłosy były coraz głośniejsze, wszystkich opanowywała panika powrotu frontu. Jak się później okazało, w czasie siedmiodniowych walk o Sławków, Niemcy dokonali 31 kontrataków. Do Katowic Armia Czerwona dotarła dopiero 27 stycznia, czyli po 10 dniach.
Na naszym terenie rozpoczęło się grzebanie zwłok żołnierzy: radzieckich – zajmowała się tym strona radziecka, natomiast organizowaniem grzebania Niemców zajmowali się sołtysi na swoim terenie. Przykładowo na terenie Sułoszowej poległo ponad stu żołnierzy niemieckich, w tym kilku własowców, których pogrzebano na terenie końskiego cmentarza.
Żołnierzy radzieckich z naszego terenu w liczbie 1099 pochowano w 56 kwaterach na cmentarzu w Olkuszu, natomiast po wielu latach Polsko – Niemiecka Fundacja „Pamięć” doprowadziła do powstania w Polsce kilku zbiorowych cmentarzy żołnierzy niemieckich, m.in. taki cmentarz powstał w Siemianowicach Śląskich.
Po wycofaniu się regularnych oddziałów radzieckich nie było żadnej oficjalnej administracji.
Pojawili się natychmiast uzbrojeni i pijani maruderzy, dezerterzy, którzy oprócz napadów, sprzedawali za wódkę sprzęt wojskowy, w tym konie. Następnie przychodziła inna grupa, która dokonywała konfiskaty rzeczy pochodzenia wojskowego. Grasowały też lokalne bandy, również uzbrojone w porzuconą broń.
W ramach samoobrony członkowie Armii Krajowej i Gwardii Ludowej z naszego terenu zorganizowali w Gminie Sułoszowa ochotniczą Milicję Obywatelską, z opaskami biało-czerwonymi, z literami MO, uzbrojoną w broń palną długą, nawet w RKM, ponieważ na ternach wiejskich broń krótka była mało przydatna. Milicja ta na furmankach patrolowała teren gminy i likwidowała napotkane bandy.
Po nadejściu wiosny gospodarze wyruszyli do uprawy roli i zasiewów. Wówczas powstał problem. Niemcy nie zdążyli zaminować terenów na liniach ufortyfikowanych, natomiast na polach było wiele niewybuchów pocisków artyleryjskich, które jeszcze przez wiele lat powodowały kalectwo, a nawet śmierć wielu osób. W pierwszej kolejności musiały być usuwane zasieki z drutu kolczastego i zasypywane rowy strzeleckie, a następnie różnego rodzaju bunkry. Największy problem stanowił rów przeciwczołgowy, który przedzielał pola i uniemożliwiał dojazd i uprawę ziemi.
Rozpoczęło się ich ręczne zasypywanie, które trwało miesiącami, ponieważ już wiosenne roztopy powodowały ich pogłębienie, jako że na każdym ich odcinku były pochyłości. Letnie ulewne burze zabierały spulchnioną ziemię, dopiero budowa tam z dużych głazów lub belek powodowała stopniowe ich niwelowanie.
Po prawie sześciu latach okupacji przeżywaliśmy w wolnej Polsce pierwsze Święta Zmartwychwstania Pańskiego. Wielka Niedziela wówczas przypadła pierwszego kwietnia. Nie było już godziny policyjnej, dlatego w Wielki Piątek przed świtem wynosiliśmy krzyżyki na pola obsiane oziminą, aby ją chronić przed klęskami żywiołowymi. Te krzyżyki były wykonane z gałązek wierzby, które były używane do tworzenia poświęconych palm wielkanocnych. Pod koniec tego dnia gromada dzieci szkolnych przemieszczała się przez całą wioskę z różnorakimi drewnianymi kołatkami, hałasem oznajmiając mękę i śmierć Chrystusa na krzyżu.
W Wielkanoc po raz pierwszy mogliśmy śpiewać dotychczas pieśni zakazane, jak “Boże coś Polskę…”.
Święta Wielkanocne przypadają na przednówku, czyli wtedy, kiedy zawsze była największa bieda, kończyły się wszelkie zapasy z poprzedniego roku. To się uwidoczniło zwłaszcza tuż po okupacji. Na ciasto czy szynkę mogli sobie pozwolić tylko nieliczni.
W Poniedziałek Wielkanocny odbył się tradycyjny śmigus dyngus, ale oprócz tego rodzice chrzestni przekazywali swoim chrześniakom śmigust, czyli wielkanocny prezent. Zazwyczaj były to jajka, lub kawałek ciasta, jakiś cukierek lub pieniążek, co dla dziecka było prawdziwym bogactwem. Dzieci dopiero wówczas poznawały smak cukierka. Żadne dziecko nie powinno było być pominięte. To był sposób budowania więzi pomiędzy rodzicami chrzestnymi, a ich chrześniakami. Ja również otrzymywałem takie prezenty od moich chrzestnych, św. pamięci Wiktorii i Józefa. Niestety ten sympatyczny zwyczaj Wielkanocny nie przetrwał do czasów współczesnych.
W dalszej części zimy i jeszcze na wiosnę przez nasze tereny przemieszczały się na zachód półki piesze i zmotoryzowane Armii Radzieckiej.
W tych powojennych czasach działo się bardzo wiele, następowały ważne wydarzenia, które będą przypomniane w następnym NATANAELU.
Panorama Doliny Będkowskiej widziana z Sokolicy. Tam odbyła się walka radziecko – niemiecka w styczniu 1945 r.