Z DZIEJÓW PARAFII 76 LAT PO ZAKOŃCZENIU NIEMIECKIEJ OKUPACJI (cz. 12). Zapraszamy do przeczytania artykułu Pana Zygmunta Krzystanka. Artykuł ukazał się w Nr 100 (02/2022) NATANAELA, s. 8-9.

W poprzednim numerze sygnalizowałem możliwość wybuchu wojny, a teraz można by już opisywać jej okropności. Nasuwa się pytanie : czym się zakończy ta katastrofa i jak pomagać ukraińskim uchodźcom? Moje pokolenie przeżywało czasy wojenne w wieku szkolnym, ale doznany strach tych czasów pozostał nam na zawsze. Niestety dość łatwe jest rozpoczęcie takiej zawieruchy, ale najtrudniejsze jest jej zakończenie. Tym bardziej, że jej uczestnikiem jest mocarstwo uzbrojone w połowę światowej ilość broni nuklearnej, która może całkowicie unicestwić istnienie ludzkości.

Wracając jednak do czasów po drugiej wojnie światowej, miliony Polaków przemieszczało się po naszym kraju, jak repatrianci ze wschodnich terenów Polski, jako że 45 % naszego obszaru zostało włączone do Związku Radzieckiego, osoby uratowane z obozów zagłady, z przymusowych robót w Niemczech i Austrii, z obozów jenieckich żołnierzy i oficerów przetrzymywanych od 1939 r.,z rozwiązanych Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, jak również repatriantów z całego Związku Radzieckiego. Wszyscy ci ludzie szukali jakiegoś miejsca zamieszkania i zatrudnienia. Wszystkie te osoby miały różne, czasem potworne przeżycia okupacyjne i wiele z nich w duchu wdzięczności za ocalenie, wypełniając złożone ślubowanie w czasie okupacji, postanowiło złożyć podziękowanie Najświętszej Marii Pannie na Jasnej Górze w dniu Jej Święta Narodzenia 8 września 1946 r. Na Jasną Górę przybyło wtedy około pół miliona pielgrzymów, a w uroczystościach uczestniczył kardynał August Hlond i cały Episkopat.

Również z naszego terenu, z naszej Parafii, wyruszyła piesza kompania pielgrzymkowa, której towarzyszyły furmanki w półkoszkach, z pałąkami przykrytymi pozszywanymi prześcieradłami lnianymi, podobnymi do wozów na „dzikim zachodzie”. Na furmankach był prowiant i rzeczy osobiste pielgrzymów (na trasie korzystali tylko z wody), a także obrok dla koni. Były tam również dzieci i osoby które zasłabły w czasie marszu. Było to też schronienie przed deszczem i miejsce na nocleg. W takiej pielgrzymce brała udział np. moja (wówczas dziesięcioletnia) żona Maria Danuta wraz ze swoją mamą Marianną.

W późniejszym czasie już takie zgromadzenie pielgrzymkowe było zabronione, dopiero w czasie „odwilży” i kończącego się stalinizmu w 1956 r., na pewien czas władze zezwalały na pielgrzymki. Dla tego 26 sierpnia 1956 r. w Święto Najświętszej Marii Panny Częstochowskiej było u stóp Jasnej Góry ponad milion pielgrzymów. Zostały złożone Śluby Jasnogórskie, przygotowane przez obecnie już błogosławionego Prymasa Stefana Wyszyńskiego (przygotował je w więzieniu). W kolejnych latach pielgrzymki były traktowane jako zgromadzenia nielegalne, prawnie zabronione.

Warto wspomnieć, że pierwsza pielgrzymka do Częstochowy, udokumentowana w kronikach, wyruszyła z Gliwic we wrześniu 1626 r.. Była wyrazem wdzięczności po cudownym ocaleniu miasta przed wojskami duńskimi podczas wojny trzydziestoletniej. 80 mężczyzn wyruszyło z pielgrzymką do Częstochowy, gdzie 29 września umieścili sztandar z wizerunkiem Maryi. Jednocześnie złożyli ślubowanie, że co roku będą odbywać taką pielgrzymkę, co było Matce Bożej miłe, a dla mieszczan zbawienne.

Chwała Gliwicom za rozpoczęcie kultu Matki Boskiej Częstochowskiej. Nasuwa się pytanie czy to ślubowanie przetrwało do dzisiejszych czasów?

W czasach jeszcze wcześniejszych, pielgrzymki odbywały się tylko do trzech miejsc, a mianowicie do Ziemi Świętej, do Rzymu i do Santiago de Compostela, do grobu apostoła św. Jakuba. Obecnie, przy nieistniejących w Unii Europejskiej granicach, piesza pielgrzymka do tego trzeciego miejsca staje się co raz bardziej upragniona. Kilkoro bliskich mi osób czuło potrzebę przebycia takiej pieszej pielgrzymki, w samotności, ze swoimi myślami i rozważaniami, w czasie wielu tygodni i wieluset kilometrów.

Z oczywistych względów, w czasie trwającej agresji rosyjskiej na Ukrainę, wiele planów ulegnie zmianie i będziemy zmuszeni do przygotowania się do zmieniających się warunków życia, ponieważ nasz kraj i cała Europa odczuje pogorszenie sytuacji gospodarczej.

Niestety, ten SETNY NUMER NATANAELA kończymy w nastroju minorowym, zamiast radować się z naszego sukcesu. Pragnę pogratulować pomysłodawcy tego projektu i autorowi bardzo interesujących artykułów – Adamowi Szafrańcowi, jak również Agnieszce Zatyce–Szlachcic za redakcję i DTP oraz całemu zespołowi redakcyjnemu.